13 lutego 2015

Co sądzicie? + coś ode mnie.

Jakiś czas temu, miałam natchnienie na napisanie czegoś... uczuciowego. Zrobiłam to, szczególnie, że humor mi nie dopisywał. Teraz chcę Was zapytać czy Wam się to podoba. Na prawdę zależy mi na Waszych opiniach, bo to bardzo motywuje, ale proszę też o to żebyście mówili co robię źle. Postaram się to poprawić! Wracając do tematu. Ten tekst nie jest związany z naszymi chłopakami. To tylko wytwór mojego natchnienia, który był kierowany tylko i wyłącznie emocjami i nie miał żadnego celu. Chcę poznać Wasze szczere opinie. 

Uśmiechnęłam się szeroko na jego widok. Jest taki cudowny, taki przystojny. Usiadł naprzeciwko mnie. Te jego oczy koloru błękitnego, w których tonęłam. Jego włosy, w które chciałabym wplatać moje palce. Usta, które mogłyby całować mnie bez przerwy. Jego ramiona mogłyby ciągle mnie trzymać i nie puszczać nigdy. Tak bardzo chciałam spędzać z nim każdą sekundę mojego beznadziejnego życia. Przytulać się do niego i zasypiać przy nim. Śmiać się z nim i płakać. Rozmawiać na każdy temat. Bawić się jego włosami. Nie odstępować go na krok. Wiesz o kim mówię? Nie? To jest o chłopaku, który zwrócił moją uwagę. Który zawrócił mi w głowie, nie wiedząc o tym. Zależy mi na nim, a nie powinno. A wiesz co jest najgorsze? To, że on nigdy nie będzie mój, a to, co pisałam wyżej nigdy nie nastąpi. Spytasz: dlaczego? Bo ma już osobę, z którą to wszystko robi. Ma kogo przytulać, kogo całować, o kogo się martwić. Ma osobę, która sprawia, że jest szczęśliwy. Ma dla kogo żyć. A ja? No cóż. Na pewno tą osobą nie jestem. A czy będę? Czas pokaże. Teraz nie mam dla niego znaczenia. Żadnego. Wątpię żeby to się kiedyś zmieniło. Ale wiesz jaki błąd popełniłam? Poczułam jak to jest, być blisko niego. Jak? Cudownie. Nikt mnie nigdy tak nie przytulił jak on. Mimo że dla niego to nie miało znaczenia. Ale dla mnie... Nie czułam się nigdy bardziej szczęśliwa. Nie myśl, że to koniec mojego pecha. Jeszcze jedna rzecz. Zrobiłam sobie nadzieję. Na co? Na to, że będę dla niego coś znaczyć. Ale wszystko szlag trafił. Dalej jestem dla niego niczym. Nawet nie wyobrażasz sobie jak trudno jest być ciągle blisko jakiejś osoby, próbować zwrócić jej uwagę, na darmo. I jak tu się uśmiechać? Jak być szczęśliwym, kiedy jesteś obok kogoś, kto znaczy dla Ciebie na prawdę dużo, a Ty dla niego nic?

Dziękuję Ci, że to przeczytałaś/eś. To wiele dla mnie znaczy. 

PS Nie chcę żebyście myśleli sobie, że chce wymusić komentarze czy coś w tym stylu, bo nie o to mi chodzi. Ja tylko chcę widzieć, że jest sens zamieszczać tutaj opowiadania mojego autorstwa. Pisanie to coś, czemu mogłabym się poświęcić i uwielbiam to. Mogę to robić sama dla siebie, ale po co skoro równie dobrze mogę się tym podzielić z innymi, którym może się to spodobać lub też nie. Uświadamiacie mi to, czy nadaję się do tego i czy powinnam to robić. Moje pierwsze "imaginy" nie były za dobre, wręcz tragiczne i bez sensu. Lecz z biegiem czasu, im więcej pisałam tym jestem w tym lepsza, a nie pisałabym gdybym nie miała dla kogo. Byliście ze mną, czytaliście to, komentowaliście, wyrażaliście swoje opinie. Motywacja była, więc myślałam sobie, że muszę być w tym lepsza, żeby Wam się podobało. To wszystko jest głównie dla Was. Równie dobrze mogę usunąć tego bloga i zapomnieć o tym, ale wiem, że są ludzie, którzy to czytają, jak na przykład Iwka czy moja przyjaciółka. To są osoby, które nie pozwoliły mi się poddać i choćby dla nich chcę to pisać. Wydaje mi się, że dużo mniej osób czyta tego bloga, bo było ich więcej, ale teraz patrzę, to w porównaniu z tym co było rok temu to... ehh... Nikt nie komentuje, a to mówi samo za siebie. Dawno nie miałam więcej niż 2 komentarze. To wszystko przeze mnie, ale chciałabym to zmienić. Zadbam o tego bloga i bardzo proszę żebyście, jeżeli Wam on się podoba, pokazywali go innym osobom. Na pewno to docenię. Mocno Was kocham i dziękuję xx 

12 lutego 2015

73.

Po kilkunastu minutach byliśmy przed dość dużym domem. Liam przekręcił klucz w zamku i przepuścił mnie w drzwiach. Moje ciało całe się trzęsło. 
- Chodź - uśmiechnął się do mnie delikatnie chłopak. Kiwnęłam głową i poszłam za nim. 
Weszliśmy do salonu. Liam powiedział żebym usiadła na sofie, a on zaraz wróci. Zrobiłam to, a on, tak jak mówił, przyszedł po kilku minutach z gorącą herbatą. Podał mi kubek i zajął miejsce obok mnie. Upiłam łyk napoju. W mojej głowie wciąż krążyły słowa tego faceta: pani matka nie żyje. Człowiek nic gorszego nie może usłyszeć niż to, że jego rodzic właśnie zmarł. Ponownie zaczęłam płakać. Nie umknęło to uwadze Liam'a. Szybko mnie przytulił.
- Hej, nie płacz - wyszeptał, przyciągając mnie do siebie. Nie poprawiło to mojego humoru. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową, próbując przestać ronić łzy. Nie wychodziło mi. Chłopak posadził mnie sobie na kolanach. Widocznie było mu niewygodnie. Zaczął gładzić dłonią moje ramię. 
Minęło dużo czasu zanim udało mi się uspokoić, ale kiedy przestałam czułam jak moje ciało słabnie. Zamknęłam powieki i wtuliłam się w chłopaka. Po chwili zasnęłam.

LIAM

Słyszałem jak jej łkanie słabnie. Nic nie mówiłem, bo wiedziałem, że to i tak nic nie zmieni. Nie miałem pojęcia co się stało, ale nie interesowało mnie teraz. Chciałem żeby poczuła się bezpiecznie. Kiedy zobaczyłem ją w szkole, wiedziałem, że muszę ją bliżej poznać. Zauważyłem to, że zawsze odstawała od innych i nigdy nie miała towarzystwa. Ale to nie zniechęciło mnie do niej, wręcz przeciwnie. Sprawiło, że chciałem pomóc tej dziewczynie. Wiedziałem, że muszę zrobić pierwszy krok i porozmawiać z nią, a przy tym dowiedzieć się o niej cokolwiek. Po szkole zaczepiłem ją, chciałem nawiązać znajomość, jednak po tym co mi powiedziała, stwierdziłem, że była nieufna. Miałem nadzieję, że to zmienię. Po naszej krótkiej wymianie zmian poszedłem do domu, ale ta dziewczyna tak zawróciła mi w głowie, że nie mogłem się na niczym skupić. Wybrałem się, więc na krótki spacer. Nagle zauważyłem ją. Biegła cała zapłakana. Zaniepokoiło mnie to. Prędko ruszyłem za nią. Kiedy zobaczyłem, że zwalnia przy tym moście, stanąłem na chwilę i obserwowałem to, co chciała zrobić. Zaczęła stawiać nogi na barierze. Wiedziałem już co chciała zrobić. Pomału do niej podszedłem. Zastanawiałem się czy się odezwać czy nie. Ale nie miałem na co czekać. W każdej chwili mogła skoczyć. Nie miałem pojęcia, że się tak wystraszy. Straciła równowagę. Nie mogłem pozwolić jej zginąć. Szybko ją złapałem. Miałem wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej. Bałem się o nią. Kiedy przekroczyliśmy próg mojego domu, wiedziałem, że mogę być o nią spokojny. Była cała przemoczona, więc zrobiłem jej ciepłej herbaty, żeby zmniejszyć ryzyko choroby, chociaż i tak sądzę, że bez przeziębienia się nie obejdzie. Nagle w jej oczach zaczęły gromadzić się łzy. Natychmiast ją przytuliłem. Nie chciałem żeby płakała, ale cóż mogłem zrobić?
Jej oddech zaczął być głęboki i cichy. Spojrzałem na jej twarz. Oczy miała zamknięte. Spała. Delikatnie ją podniosłem, żeby jej nie obudzić. Zaniosłem ją do sypialni, położyłem na łóżku i przykryłem. Na koniec złożyłem pocałunek na jej czole. 
- Śpij dobrze, księżniczko - szepnąłem i ruszyłem w stronę drzwi. Jednak zawahałem się. Co jeżeli, jak się obudzi znów będzie chciała popełnić samobójstwo? Spojrzałem na nią. Była taka piękna, kiedy spała, taka urocza i bezbronna. W zasadzie, kiedy nie spała niczym się nie różniła. Westchnąłem i położyłem się obok niej. 
Kiedy leżałem, postanowiłem sobie jedną rzecz, Nigdy nie pozwolę żeby stała się jej jakakolwiek krzywda. Chciałem dbać o jej bezpieczeństwo. To był od teraz mój cel. 

Troszkę krótszy, ale mam nadzieję, że się spodoba :) Liczę na Wasze szczere opinie ;) / Gabiii

2 lutego 2015

72.


Usłyszałam dźwięk mojego budzika. Z wielką niechęcią otworzyłam oczy. Wzięłam głęboki oddech. Musiałam jakoś przetrwać ten dzień. Każdy jest gorszy od poprzedniego. Mam pomału już tego dosyć. 
Odrzuciłam kołdrę i wyszłam z łóżka. Stanęłam przed lusterkiem. Najpierw przodem, potem bokiem. Podwinęłam koszulkę. Zobaczyłam mój brzuch. Jesteś taka gruba, pomyślałam, i taka paskudna. Westchnęłam. Opuściłam koszulkę i poszłam się ubrać. Wybrałam jakiś stary sweter i legginsy. Do tego czarne, wysokie converse. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do łazienki.
Przepłukałam twarz lodowatą wodą i związałam włosy w koka. Wróciłam po plecak, który był bardzo ciężki, a potem ruszyłam do szkoły, gdzie musiałam się zmierzyć z masą ludzi. Kiedy tylko przekroczyłam jej próg, kilka osób popatrzyło się na mnie, szepcząc coś przy tym. Starałam się tym nie przejmować, ale nie potrafiłam. Wiedziałam, że każdy mnie obgaduje. To bolało. Szłam przez korytarz czując na sobie spojrzenia kilku uczniów. Usiadłam pod klasą z dala od wszystkich. Nigdy nie byłam lubiana, ale dawniej miałam przynajmniej kilka koleżanek, a teraz? Nikogo. Jestem całkiem sama. Nie wiem jak sobie już radzić. Męczy mnie to wszystko. Męczy mnie życie. Zadzwonił dzwonek. Wstałam pomału i czekałam na nauczyciela razem z innymi. Weszliśmy wszyscy do klasy. Usiadłam na samym końcu, przy ścianie. Nagle ktoś rzucił we mnie zgniecioną karteczką. Rozglądnęłam się po klasie. Zobaczyłam uśmiechniętą twarz jednej z najbardziej popularnych dziewczyn w szkole. Otworzyłam papierek. Widniał tam numer telefonu i dopisek: Podobno robią dobre operacje plastyczne. Może skorzystasz?. Łza zakręciła mi się w oku. Spojrzałam na nią, a ona śmiała się razem ze swoją przyjaciółką. Zgniotłam kartkę i odłożyłam na bok. To nie pierwszy raz, kiedy ona i jej przyjaciółki mi wypominają mój wygląd. Tak jest dzień w dzień. Bez przerwy. Czułam się tragicznie. Po lekcji, spędzonej na powstrzymywaniu łez, chciałam wrócić do domu. Niestety nie mogłam. Moje oceny nie mogą ucierpieć. Jeszcze tego by brakowało. 
Na następnej przerwie, jak zwykle siedziałam i obserwowałam innych. Nagle mój wzrok skrzyżował się z wzrokiem chłopaka, którego widziałam pierwszy raz. Szybko jednak odwróciłam głowę. Kiedy spojrzałam na niego jeszcze raz, już się nie patrzył. Pewnie kolejna osoba się ze mnie nabija, pomyślałam. 
Po lekcjach ktoś mnie zaczepił. 
- Cześć - usłyszałam. 
Odwróciłam się i spojrzałam na osobę, która wypowiedziała te słowa. To był ten sam chłopak, którego widziałam na korytarzu. Na początku zastanawiałam się, czy to skierowano do mnie, ale nikogo innego nie widziałam w pobliżu. 
- Hej - wymamrotałam bardzo cichym głosem. 
- Jestem Liam - podał mi rękę, uśmiechając się przy tym szeroko. 
- (t.i) - odwzajemniłam gest. 
- Jak ładnie - puścił mi oczko. 
Nie rozumiałam tego wszystkiego. Może mnie z kimś pomylił?
- Dzięki - szepnęłam i uśmiechnęłam się blado. 
Ruszyłam w stronę domu. 
- Zaczekaj! - krzyknął i podbiegł do mnie. - Idziesz do domu? 
Kiwnęłam twierdząco głową. 
- Czego ode mnie chcesz? - powiedziałam oschle. 
- Dlaczego miałbym coś chcieć? - spytał zdziwiony moim pytaniem. 
Zatrzymałam się przed nim i popatrzyłam mu w oczy. 
- Nikt bez powodu ze mną nie rozmawia. Zawsze coś się za tym kryje. Nigdy nikt się do mnie nie odzywa. Nigdy - podkreśliłam. - Więc jeżeli chcesz się ze mnie pośmiać, albo zaliczyć, to wybacz, ale podziękuję - odpowiedziałam i odeszłam, zostawiając go na środku chodnika. 
Moja droga do domu nie była długa, więc szybko się tam znalazłam. Usiadłam i zrobiłam szybko zadania. Potem włączyłam muzykę i zamknęłam powieki. Zastanawiałam się nad tym chłopakiem. Pewnie był kolejnym, który zaliczał po kolei wszystkie laski. Dlatego chciał nawiązać kontakt. Ale ja nie chciałam się pakować w kłopoty, a potem próbować, być silna. Teraz i tak mam dość. Co do Liam'a, chyba tak miał na imię. Może i był przystojny, a jego oczy sprawiały, że miękły mi kolana, ale co z tego? On pragnął tylko jednego, tego mogłam być pewna.
Następnego dnia rano obudził mnie telefon. Ktoś dzwonił. Otworzyłam oczy i sięgnęłam po komórkę. Nie patrząc na ekran, odebrałam. 
- Halo? - szepnęłam. 
- Panna (twoje nazwisko)? - usłyszałam męski głos. 
- Tak, o co chodzi? 
- Bardzo mi przykro, ale pani matka nie żyje. Miała wczoraj wypadek, próbowaliśmy ją uratować, ale niestety jej stan był tak ciężki, że nic nie mogliśmy zrobić. 
Upuściłam telefon. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Jedna po drugiej. Nic gorszego nie mogło się stać. To mnie już do końca załamało. Jedyna osoba, jaką miałam... Moja mama... Nie żyje. Ostatnio dość często się kłóciłyśmy, ale mimo to kochałam ją dalej tak samo. Pamiętam jak mnie pocieszała, kiedy byłam smutna. Jak uczyła mnie pisać i czytać. Jak całowała miejsce, w które się uderzyłam. Jak nie opuszczała mnie na krok, kiedy złamałam nogę i wylądowałam w szpitalu. Była przy mnie zawsze, kiedy tego potrzebowałam. Zawsze. Nie mogłam się nawet z nią pożegnać. Ostatnie co do niej powiedziałam to: nienawidzę cię. Żałowałam tego. Przecież tak nie jest. Powiedziałam to pod wpływem emocji. Byłam na nią zła za to, że nie akceptowała tego jak się zachowuję. 
Wstałam, przebrałam się i poszłam do kuchni. W mojej głowie pojawiło się pytanie. Po co żyć, skoro jedyna osoba jaką miałam, już nie żyje? Wolę być z nią, tam w górze, niż sama, bez nikogo, w tym beznadziejnym świecie, który i tak mnie niszczy. 
Wzięłam kilka tabletek i popiłam wodą. Wyszłam z domu. Na dworze padał deszcz, jednak nie obchodziło mnie to. Szłam do miejsca, gdzie często z nią chodziłam. Stary most, który był dobre kilka metrów nad rwistą rzeką. Idealne miejsce żeby to wszystko zakończyć. 
Szłam pewnym krokiem aż w końcu doszłam. Przejechałam dłonią po barierce i zaczęłam płakać. Spędziłam tu cudowne chwile. 
Zacisnęłam powieki i pomału zaczęłam stawać na barierze. Chciałam skoczyć i wiedziałam, że to dobre rozwiązanie, ale mój wewnętrzny tchórz się odezwał. Bałam się panicznie, ale nie potrafiłam bez niej żyć. To już nigdy nie będzie to samo. Nie miałam nikogo. Musiałam skoczyć.
- Nie rób tego - usłyszałam za sobą. To mnie tak panicznie wystraszyło, że straciłam równowagę. Wiedziałam, że zaraz spadnę. Jednak ta osoba mnie złapała i przytrzymała, po czym powoli zdjęła z bariery. Ujrzałam przed sobą twarz Liam'a.
Oddychał szybko i płytko, tak samo jak ja. W jego oczach widziałam strach i smutek. Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Nie wiem dlaczego, ale nagle się do niego przytuliłam i zaczęłam gorzko płakać. Brunet mnie objął i głaskał po plecach. Również nic nie mówił. Jednak po około 10 minutach się odezwał. 
- Chodźmy stąd - szepnął. 
Kiwnęłam głową i poszłam razem z nim, ciągle popłakując. Nie wiedziałam dlaczego to zrobiłam. Być może dlatego, że potrzebowałam wsparcia. 

Podzielę to opowiadanie na części. Nie wiem ile ich będzie. Na pewno nie dużo, myślę, że maksymalnie 5. Mam nadzieję, że się podobał. Proszę o szczere komentarze! / Gabiii